poniedziałek, 11 marca 2024

Piękna metafora kryjąca się w tytule, czyli "Zapomniane niedziele" Valerie Perrin (366)


Francuska proza kojarzy mi się przede wszystkim z Valerie Perrin. Jej pierwsza wydana w Polsce powieść pt. Życie Violette zachwyciła mnie refleksyjnością, poetyckością i prostymi prawdami o życiu, które odnalazłam na jej kartach. Rok później czytałam Cudowne lata, wspaniale napisane, jednak nie trafiły do mnie tak bardzo, jak poprzednia. Niedawno wydano w Polsce debiutancką powieść Valerie Perrin pt. Zapomniane niedziele i dziś chciałabym Wam opowiedzieć o wrażeniach z trzeciego spotkania z tą francuską pisarką.

Justine Neige pracuje w domu spokojnej starości. Podczas opieki nad pensjonariuszami słucha ich historii. Szczególnie fascynuje ją opowieść Helene Hal, dziewięćdziesięciosześcioletniej kobiety, która przeżyła wojnę i wielką miłość.

Główna bohaterka ma zaledwie dwadzieścia jeden lat, jest natomiast nad wiek dojrzała w relacjach z pensjonariuszami - pewnie ze względu na trudne przeżycia z dzieciństwa. Pozwala sobie też na pewne szaleństwa, dzięki którym radzi sobie z rzeczywistością. Jest prawdziwa i naturalna, budzi sympatię czytelnika.

"Czekam na kogoś, kto całując mnie poczuje trzepotanie skrzydeł. Podobno nie każdemu zdarza się coś takiego. Można czekać na to całe życie."

Powieść czyta się szybko ze względu na dwie, a nawet trzy przeplatające się linie czasowe i wiele narracji - kunszt Perrin polega na tym, jak bardzo jest to wszystko poukładane. Satysfakcja pojawia się w momencie łączenia ze sobą poszczególnych wątków - znam już ten zabieg z poprzednich książek autorki i przyznaję, że bardzo lubię takie powieści, które dopiero na koniec układają się w jedną całość. I chociaż wiele razy zaskakują, to mają w sobie jakieś poczucie stałości. Bo nawet jeśli w przeszłości wydarzyło się tak wiele krzywd, to wszystko się ułożyło.

Zapomniane niedziele to piękna, słodko-gorzka powieść przypominająca mi bardziej Życie Violette niż Cudowne lata. Refleksyjna, pisana poetyckim językiem, pełna bólu, smutku i.. nadziei na lepsze jutro. Wisienką na torcie jest metafora kryjąca się w tych dwóch tytułowych słowach - znaczenie Zapomnianych niedziel musicie jednak poznać sami! Polecam.

Recenzja powstała we współpracy z potralem Bookhunter. 

Zapomniane niedziele Valerie Perrin, tytuł oryginału: Les oubliés du dimanche, tłumaczenie Joanna Prądzyńska, wyd. Albatros 2024, 384 strony, 1/1

1 komentarz:

  1. Bardzo ciekawy wpis :) Piszesz tak, że chce się czytać. Ja też bloguje, zapraszam na mój lifestyle :)

    OdpowiedzUsuń

Cześć! Cieszę się, że wyrażasz opinię na temat mojego tekstu! Nie musisz zostawiać adresu swojego bloga, zajrzę do Ciebie w wolnej chwili :)