wtorek, 21 maja 2019

Koniec świata przychodzi niespodziewanie, czyli "Księga M" Peng Shepherd (213)


Motyw końca świata jest podejmowany w licznych książkach, filmach czy serialach, chociaż ja nieczęsto sięgam po taką literaturę. Niedawno trafiłam na zapowiedź Księgi M Peng Shepherd, jednak opis zainteresował mnie na tyle, że zdecydowałam się sięgnąć po tę książkę. 


W wizji Shepherd na próżno szukać katastrofy przyrodniczej, czy jakiejś spektakularnej wojny. Koniec świata jaki znamy przychodzi podstępnie, a następnie rozszerza się niczym epidemia, nie pozostawiając ludziom czasu na jakiekolwiek działania. Nikt nie wie, z czym mają do czynienia. Kolejni ludzie tracą cienie, a wraz z nimi stopniowo do ich umysłów wkrada się Zapomnienie, zabierając im wspomnienia, osobowość, a następnie człowieczeństwo.
"Jak daleko mogła zajść osoba, która nie wiedziała dokąd zmierza? Bez wyjaśnień, bez wskazówek, bez mapy. Zniknęła bez śladu, równie bezszelestnie i tajemniczo jak jej cień."
Ta swoista apokalipsa przedstawiona jest oczami czwórki głównych bohaterów. Ory, Maxine, Naz i amnezjak przemierzają Stany Zjednoczone, próbując odnaleźć się w zupełnie nowym świecie. Od samego początku ich losy bardzo mnie wciągnęły, byłam niesamowicie ciekawa, dlaczego odwiedzane przez nich miejsca wyglądają tak, a nie inaczej. Pochłonięta zastanawianiem się, co wydarzyło się na Ziemi, przekładałam kolejne strony. Księga M hipnotyzuje swoją tajemniczością, a później, kiedy polubimy już bohaterów, śledzimy ich losy z wypiekami na twarzy. Poza tym  ma w sobie niesamowicie orientalny klimat, co prawdopodobnie ma związek z licznymi podróżami autorki. Chociaż akcja dzieje się w USA, nic więcej amerykańskiego tutaj nie spotkamy, a całość opiera się na indyjskich legendach, co jest kolejnym ciekawym aspektem tej książki.

Chociaż losy bohaterów nie są skomplikowane, niektóre z jej fragmentów bardzo mocno na mnie oddziaływały. Już sama wizja końca świata poprzez nadciągające Zapomnienie sprawia, że zaczynamy zastanawiać się nad własnym życiem. Chcielibyśmy wymazywać wspomnienia wybiórczo, ale czy to nie one są integralną częścią nas, nawet, jeśli nie są przyjemne? Właśnie wobec takich problemów, a także granic człowieczeństwa stają bohaterowie, a my mamy możliwość obserwować zacierające się relacje, granice i nowe sojusze.

Boję się, że ta książka przejdzie w Polsce bez echa, chociaż jest naprawdę warta uwagi. Sama nie zwróciłabym na nią uwagi, gdybym natknęła się na nią w księgarni. Dopiero opis mógłby mnie zachęcić do lektury, ale raczej nie przeczytałabym go, widząc taką okładkę. Szkoda, że ta książka nie została wydana z oryginalną grafiką. 
"Może zapomnę tyle, że nie będę pamiętała, co straciłam ani że w ogóle coś straciłam. Nie możesz tęsknić za czymś, czego posiadania nie jesteś świadoma, prawda?"
Księga M to powieść postapokaliptyczna, która przypomniała mi czasy, kiedy z wypiekami na twarzy pochłaniałam Niezgodną i Igrzyska Śmierci. W dodatku wiele razy skłoniła mnie do myślenia, a dzięki charakterystycznym określeniom bohaterów i zaczerpniętych z indyjskich legend opowieści, zostanie w mojej głowie na długo. Nie przechodźcie obok niej obojętnie, bo naprawdę warto dać szansę tej miejscami przerażającej nawet bardziej niż wielka wojna, wizji końca świata.

ocena: 9/10

Dziękuję Wydawnictwu za możliwość przeczytania książki.


Księga M Peng Shepherd, tytuł oryginału: The Book of M, przełożyła Izabella Mazurek, wyd. Burda Książki 2019, 462 strony, 1/1

6 komentarzy:

  1. Byłam ciekawa, czy to jest dobra książka, szczególnie, że została wydana przez wydawnictwo, które nie specjalizuje się w fantastyce. Ale z Twojego opisu wynika, że ma fajny pomysł na fabułę, może warto ją wpisać na listę do przeczytania.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. zdecydowanie warto dopisać do listy. zarówno młodsi jak i starsi czytelnicy będą zadowoleni :)

      Usuń
  2. Też zwróciłam na nią uwagę w księgarni i od razu przykuła moją uwagę. Nie wiem czemu, ale później miałam jakieś takie uczucie, że chociaż zapowiada się ciekawie, to może się skończyć flopem. Ale cieszę się, że wywarła na tobie takie dobre wrażenie, teraz wiem, że nie może być źle i na pewno po nią sięgnę. :) Intryguje mnie zresztą sam tytuł, zastanawiam się, co może oznaczać.
    Ajajaj, gdybym tylko mogła porwać jedną z tych bułeczek...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz, ja też miałam co do niej mieszane uczucia, jednak zachwyciła mnie od pierwszej strony. Cieszę się, że zwróciłaś na nią uwagę, bo ja przeszłabym obojętnie bok tej okładki :)

      Usuń
  3. Otrzymałam ten tytuł dość niespodziewanie, oczekując na zupełnie inny. Ale może ta pomyłka wyjdzie mi na dobre? Zachęciłaś mnie, teraz chętnie sięgnę po tę książkę!

    Pozdrawiam,
    aga-zaczytana.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. myślę, że tak właśnie będzie! dobrej lektury :)

      Usuń

Cześć! Cieszę się, że wyrażasz opinię na temat mojego tekstu! Nie musisz zostawiać adresu swojego bloga, zajrzę do Ciebie w wolnej chwili :)