niedziela, 3 stycznia 2021

Śladem ostatnich rybitw popielatych, czyli „Migracje” Charlotte McConaghy (309)

Z każdym rokiem coraz więcej mówi się o globalnym ociepleniu i sposobach wyhamowania tempa, w jakim wzrasta średnia temperatura na Ziemi. Liczne kampanie mają promować ekologiczny sposób życia, segregację śmieci czy ograniczenie zużywania zasobów, niestety faktem jest, że ingerencja człowieka w środowisko naturalne wciąż ma negatywne skutki. Egoizm naszego gatunku przejawia się w tym, że zamiast słuchać naukowców, dążymy do swojej własnej wygody. Właśnie ten temat podejmuje australijska autorka Charlotte McConaghy w swojej powieści pt. Migracje. Poniżej przeczytacie o moich wrażeniach z tej lektury.

Franny Stone chce wyruszyć śladem ostatniej migracji rybitw popielatych. Rozpoczyna swoją podróż na Grenlandii, a ma dotrzeć aż do wybrzeża Antarktydy. Przekonuje kapitana kutra rybackiego Ennisa Malone'a obietnicą obfitego połowu, żeby ten zabrał ją na statek. Podróż jest pretekstem do przedstawienia prawdopodobnej przyszłości naszej planety. Oceany są pełne plastikowych śmieci, wrona zostaje uznana za wymarły gatunek, a rybitwy popielate udają się w swoją ostatnią migrację. Według prognoz nie będą w stanie znaleźć pożywienia, bo w wodzie zabraknie ryb... Brzmi przerażająco, prawda? I jak bardzo prawdopodobnie. 

Od samego początku trudno było mi się wgryźć w tę książkę, wciągnąć, poczuć z nią jakąś więź. Byłam wystraszona wizją, jaką przedstawia Charlotte McConaghy, a lektury wcale nie ułatwiała główna bohaterka. Widzicie, Franny Stone to nie jest ktoś, do kogo można czuć sympatię. Jej psychika po wielu latach wędrownego życia i poszukiwania własnej siebie jest pełna sprzeczności. Kobieta aż emanuje trzymanym w środku żalem i smutkiem, ale to ona jako jedyna zwraca uwagę na wymierające ptaki. Już samo to daje do myślenia.

„Oddziaływanie danego życia można zmierzyć tym, co daje i co po sobie zostawia, ale również tym, co wykrada światu.”

Ponadto budowa powieści wymusza na czytelniku składanie w całość życia Franny. Porozrzucane w czasie momenty na początku dają poczucie chaosu, dopiero później układają się w jedną całość. Im dalej, tym bardziej doceniałam prostotę jej pragnień i celów, lepiej rozumiałam też jej postępowanie. Mimo wszystko lektura ze względu na nagromadzenie negatywnych emocji była wymagała ode mnie wiele wysiłku i przemyślenia wielu elementów tej historii. Najbardziej bałam się zakończenia, pewnie dlatego tak długo odkładałam w czasie czytanie kolejnych rozdziałów. To był błąd, ponieważ końcówka pozytywnie mnie zaskoczyła. 

Migracje to opowieść o samotności, więzi z dziką przyrodą i chęci wędrowania – instynktach, które porzuciliśmy na rzecz wygodnego życia. To trudna książka, która przeraża swoim realizmem, a przedstawiona w niej prawdopodobna wizja przyszłości zwierząt i ptaków pozbawia złudzeń. Na szczęście zakończenie pozostawia miejsce na to, żeby mieć nadzieję. Warto ją przeczytać, żeby mieć świadomość, co może nas czekać jeśli się nie opamiętamy. 

ocena: 7/10 

Dziękuję Wydawnictwu za możliwość przeczytania tej książki. 


Migracje Charlotte McConaghy, tytuł oryginału: Migrations, przełożył Maciej Muszalski, wyd. Czarna Owca 2020, 350 stron, 1/1

1 komentarz:

  1. Jakoś nie czuje się na silach, żeby ją teraz czytać. Może kiedyś.

    OdpowiedzUsuń

Cześć! Cieszę się, że wyrażasz opinię na temat mojego tekstu! Nie musisz zostawiać adresu swojego bloga, zajrzę do Ciebie w wolnej chwili :)