poniedziałek, 16 października 2017

Co denerwuje mnie w książkach?


Ogólnie kocham książki, ale czasem spotykam się z drobiazgami, które mnie denerwują, rzadziej z poważniejszymi błędami, dosłownie doprowadzającymi mnie do szewskiej pasji. Niektóre z nich trudno zauważyć, inne są widoczne gołym okiem. Czasem zastanawiam się, dlaczego wydawcy dopuszczają się takich niedociągnięć. Ale przecież nic nie może być idealne.



Denerwują mnie:

  • Literówki, błędy, czasem nawet podwójne spacje, czyli większe niż zwykle odstępy między słowami.  Skoro ja to zauważyłam, jak to się stało, że pracownik wydawnictwa tego nie wyłapał? No cóż, nie wyłapał. Może akurat przeskoczył wzrokiem popijając poranną kawusię.
  • O ile punkt wyżej jeszcze toleruję, o tyle nie rozumiem, jak można dopuścić do druku coś takiego: Marekbeznamiętniewkroczyłdoszpitalnejsali. To jedynie przykład, spotkałam się z taką sytuacją w Wiatrodzieju. A ktoś kiedyś mówił, że SQN wydaje idealne książki. Niestety, ostatnio zaczynają się w nich pojawiać błędy.
  • Kładę książkę na biurku, a jej okładka odgina się w górę... W tym przypadku twarde okładki mają przewagę nad miękkimi. Jeśli jednak brać pod uwagę ciężar, wygrywają (raczej) te w miękkiej. 
  • Otwieram powieść, a jej marginesy wewnętrzne są tak małe, że muszę czytać na zgięciu, albo jeszcze dodatkowo ją naciskać, żeby dojrzeć, co tam jest. Patrz: większość starych książek.
  • Łamiący się grzbiet. To wcale nie jest prawda, że można czytać tak, żeby był cały. W niektórych przypadkach to nieuniknione. 
  • Dostaję nową książkę, po przeczytaniu wygląda, jakby miała 10 lat i spędziła je w szkolnych bibliotekach. Rogi się rozdwajają (lub roztrajają), są powyginane, okładka jest porysowana. A ja naprawdę o nią dbałam! Przykład: Tajemnica wyspy Flatey Viktor Arnar Ingolfsson.
  • Brzydkie okładki. Większość z nas jest wzrokowcami. Żadna promocja, wybitne recenzje nie sprawią, że ludzie będą tysiącami kupować książki, które mają brzydkie okładki. Okej, liczy się wnętrze, ale to nie znaczy że nie trzeba dbać o stronę graficzną....
  • Różne wysokości książek. Szerokość da się przeżyć, ale wysokość przy układaniu książek na regale zawsze sprawia mi dużo problemów.
  • Czytasz, czytasz, akcja bardzo Cię wciąga, jesteś właśnie w trakcie jakiejś próby, która może się skończyć śmiercią głównej bohaterki (lub z pewnością kogoś innego), a tu nagle brakuje jednej ze stron książki... Przytrafiło mi się to przy okazji Korony w Mroku Sarah J. Maas z biblioteki, podczas bardzo emocjonującego fragmentu akcji.
  • Jesteś tak głodny, że nie możesz już wytrzymać. Odkładasz na chwilę książkę, po czym wracasz z herbatą i talerzem kanapek. Tyle że masz do wyboru: albo jeść, albo czytać, bo książka leżąc na płaskim stole i tak się zamyka....
  • Irytująca główna bohaterka, nastolatkowie zachowujący się jak dorośli, powieści tak słodkie, że aż robi się niedobrze - np. Tysiąc pocałunków Tillie Cole.
A co Was denerwuje w książkach?

Wpis ma charakter humorystyczny i nie ma na celu nikogo urazić.

80 komentarzy:

  1. W książkach SQN jest całe mnóstwo błędów, historie cudowne, natomiast forma ich podania wręcz przeciwnie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. przed Wiatrodziejem wszystkie książki SQN, które czytałam, były bezbłędne :D

      Usuń
    2. To ciekawe, ja jedyne, co od nich pamiętam co nie miało błędów to seria Ćwieka "Chłopcy".

      Usuń
  2. Punkt pierwszy, drugi i czwarty - bardzo się zgadzam. Różne wysokości książek też mnie drażnią, zwłaszcza gdy dotyczy to jednego cyklu. Na dodatkową niechęć zasługują także grzbiety jednego cyklu/serii gdzie zmienia się stylistyka jak np. wielkość czcionki, miejsce w którym znajduje się logo wydawnictwa, stylistyka okładki, gwałtownie niepasująca kolorystka. Któraś z moich książek miała też tak, że na grzbiecie jednej z części był tylko tytuł i znaczek wydawnictwa, a na innej części tego samego cyklu pojawiło się nagle nazwisko autora, po czym na kolejnych znowu zniknęło. :/
    Brakujące strony to absurd, podobnie zdarzały mi się powtórzone strony, źle złożone (np. 35-36-72-73-39-40, gdzie strony 37-38 pojawiły się na miejscu 72 i 73)... I to akurat doprowadza mnie do wielkiej wściekłości zwłaszcza gdy książkę zakupiłam. Ostatnim razem był to prezent i myślałam, że spalę się ze wstydu, kiedy obdarowana zapytała mnie gdzie kupiłam jej prezent, bo poszłaby go wymienić, bo brakuje jej niektórych stron. I nie to, że ona coś ma do mnie czy coś, tylko potwornie ją ciekawi co na tych stronach było.
    PS Czy to nie Ty przypadkiem tak chwaliłaś SQN? :D Chociaż wydaje mi się, że i tak jest z nimi nieźle...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. te szczegóły na grzbiecie też mogą denerwować, nie pomyślałam o tym :D wow, to już przesada z tymi źle złożonymi książkami... wow, trzymasz rękę na plusie :D tak, chwaliłam, bo przed Wiatrodziejem w żadnej nie znalazłam ani jednego błędu, niestety to się zmieniło :(

      Usuń
  3. 1 i 2 punkt też nie znoszę. Brzydkie okładki ? Hmm... przeboleję.
    Ps. ciekawy post.
    Pozdrawiam.
    www.nacpana-ksiazkami.blogspot.de

    OdpowiedzUsuń
  4. Dużo by wymieniać ale najczęściej to brakujące strony i literówki.

    OdpowiedzUsuń
  5. Cóż, pracownik wydawnictwa nie wyłapał, bo pewnie wyłapał mnóstwo innych błędów, których w książce nie ma i te mu umknęły. Serio, tekst, który dostaje się do korekty to czasem masakra, a nie ma czasu i pieniędzy na to, by sprawdzać go kilka razy. Nawet przy pogłębionej korekcie coś czasem umknie i nie da się temu zapobiec.
    Za to do szału doprowadzają mnie wydawnictwa, które w połowie serii stwierdzają nagle, że zmienią jej szatę graficzną, na zupełnie inna niż dotychczasowa. I nie ma opcji żeby wydawali w dwóch rodzajach szat, starej i nowej, co w zasadzie jest zrozumiałe, ale ta zmiana już taka nie jest.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. człowiek popełnia błędy, nie jest w stanie wyłapać wszystkiego, jednak jest wiele książek, w których nie ma błędów - z czegoś musi to wynikać. na szczęście nie miałam jeszcze do czynienia z taką serią, również by mnie to zdenerwowało.

      Usuń
  6. Mnie najbardziej wkurza to, że muszę czytać niekiedy na marginesach, albo że książka mi się zamyka. Irytująca główna bohaterka to w ogóle temat na inną rozmowę :) Literówki też jakoś zniosę, ale na przykład strasznie mnie denerwowało, kiedy w książce Sandersona notorycznie mylono dwóch głównych bohaterów i trzeba było się domyślać, który co tak naprawdę mówił...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. tak, o denerwujących sprawach dotyczących samego tekstu można napisać kolejny tekst :D

      Usuń
  7. O tak, brakujące strony i irytujący główny bohater to najgorsze co może być... :/
    Pozdrawiam,
    https://blondiebooklover.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  8. Brakująca strona? O zgrozo.. :D nie spotkałam się jeszcze i mam nadzieję, że tego nie doświadczę! No i tak... ten problem, jeść czy czytać... czy robić to równocześnie haha. :)
    potegaksiazek.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. czasem posiłkuję się położeniem czegoś ciężkiego, żeby leżała otwarta :D

      Usuń
  9. Ciekawy wpis.

    Mnie przede wszystkim denerwuje niechlujstwo redaktora / korektora,
    czyli:
    błędy ortograficzne (!!!), literówki,
    sklejone wyrazy, brak wiersza / strony,
    "dziwny" szyk zdań, nadmiar / brak np. słówka "się",
    niekonsekwencja w tłumaczeniu (np. Alice w tej samej książce jest Alicją).

    Brzydka / niebrzydka okładka / ilustracje to rzecz gustu,
    ale czasem i to mnie razi.

    Różne wysokości książek są denerwujące w przypadku tomów tej samej serii.

    Do czytania przy jedzeniu kupiłam takie metalowe "cuś" podtrzymujące otwartą książkę w pewnym pochyleniu. Niestety nie sprawdza się przy grubej książce w miękkiej okładce lub przy konieczności częstego przekręcania stron.


    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ja w takiej sytuacji kładę telefon tam, gdzie jest mniej stron, wtedy mam aż dwie wolne ręce :D z tym dziwnym szykiem na szczęście nie spotykam się zbyt często, jeśli już, to czytam takie zdanie innej osobie, po czym ona twierdzi, że jest z nim wszystko ok. więc to raczej kwestia indywidualnego odczucia, z takimi rażącymi błędami w szyku na szczęście się nie spotkałam :)

      Usuń
  10. O tak, irytujący bohaterowie i "dzieci", które zachowują się jakby były po trzydziestce - to mnie wkurza strasznie :) Co do brakujących stron - nie zapomnę jaką histerię zrobiłam Mamie, gdy dostałam w wieku 11 lat drugi tom Harry'ego Pottera - nowy, z księgarni. W krytycznym momencie akcji brakowało 30 stron, za to kolejne 30 było zdublowane - na szczęście panie w ksiegarni wymieniły egzemplarz bardzo szybko, ale pamiętam do dzisiaj ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. rozumiem, bo ja zrobiłąm taką histerię jak dostałam uwagę za kończenie rozdziału HP3 na lekcji w trzeciej klasie. nie ma to jak promowanie czytelnictwa wśród dzieci :D

      Usuń
  11. Takie techniczne sprawy są chyba nieuniknione. Czasem grzbiet musi się złamać, bo książka jest zbyt gruba, okładka odgina się, bo długo trzymamy ją otwartą, a przy jedzeniu się nie czyta ;p

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. czyta się, czyta :D ja wiem, że się zdarzają, co nie znaczy, że nie denerwują :D

      Usuń
  12. Zgadzam się, odnoszę wrażenie, że wydawnictwa nastawione są wyłącznie na zysk. Czytelnik jest według nich nieogarnięty i niczego nie wyłapie. Bardzo irytujące.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. dlatego apeluję o rozwagę podczas książkowych zakupów :D

      Usuń
  13. Te marginesy i mi przeszkadzają :) co do literówek - jestem w stanie zrozumieć, oni nie czytają dla przyjemności, często w pośpiechu, więc może czasami coś im umknąć :)

    OdpowiedzUsuń
  14. Z błędami rzadko na szczęście się spotykam, ale te zaginające się okładki... Niektóre książki faktycznie da się przeczytać tak, że wyglądają jak nowe. Inne zaś po prostu mają tak wytarte zgięcie, że strasznie szpeci to książkę. A dociskanie jest mi niestety znane.

    OdpowiedzUsuń
  15. Ja kiedyś trafiłam na taką bombę: czytam sobie "Grę o tron" i brnę akurat przez jakiś bardzo długi rozdział. Nagle orientuję się, że, nie wiadomo odkąd, czytam go po raz drugi, od początku... Trafiłam na egzemplarz, w którym dwa razy zamieszczono ten sam rozdział i to nawet bez wyraźnej granicy, po prostu leciał cięgiem od nowa XDDD Trochę się wkurzyłam ;)

    OdpowiedzUsuń
  16. Łamiący się grzbiet - oj jak ja tego nie cierpię. Brzydkich okładek jest pełno. I większość z nich ma dobrą treść. Mam na półce wiele takich paskudek, gdzie treść mnie zachwyciła, ale stoją w kącie bo są brzydkie. Nie bardzo właśnie to rozumiem, bo w końcu wydawcy zależy na dużej sprzedaży, a większość omija książki z odpychającą okładką. Przykład Amber - wiele, wiele książek od nich mnie zachwyciło, jednak przez okładki mało kto o nich słyszał, bo mało kto zwraca na nie uwagę. Całe szczęście mnie nigdy nie zabrakło strony w książce :D
    Tysiąc pocałunków - tak jak uwielbiam autorkę za ''Sweet Home'' tak TP uważam za nieporozumienie, którego nie potrafię dokończyć. Czytając mam wrażenie, że bohaterowie mają po 30 lat a nie 17. Bohaterka non stop dołuje wszystkich wspominając o chorobie - zamiast wykorzystać ten czas jak najlepiej i do tego oboje słodzący sobie do porzygu. Co się stało, nie wiem.
    Mnie denerwuje jeszcze odmiana zagranicznych imion. Zgroza :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. zupełnie nie rozumiem, czym kierują się wydawcy. o, denerwują mnie jeszcze na siłę nadawane zagraniczne imiona, kiedy książka dzieje się w polskich realiach :D

      Usuń
  17. No cóż, wydawca też człowiek, literówka też się może trafić. Owszem, jeśli błędów jest zbyt dużo, to sama się wkurzam, ale jeśli trafi się jedna czy dwie literówki na całą książkę, to nie zwracam na to uwagi :)

    OdpowiedzUsuń
  18. Pomijając irytujące główne bohaterki, z którymi mocno się nie lubię, ale też na szczęście nieczęsto mam do z nimi czynienia (bo nie czytam YA, romansów, fantastyki młodzieżowej itd.~), to bolą mnie dotkliwie przede wszystkim te łamiące się grzbiety. Ostatnio czytałam "Pierwsze prawo magii" i jestem ciekawa, czy choć jednej osobie udało się jednocześnie przeczytać tę książkę w całości i nie złamać jej grzbietu chociaż w dwóch miejscach - dla mnie niewykonalne... :D
    https://lordowaforteca.wordpress.com/

    OdpowiedzUsuń
  19. Podpisuję się rękami i nogami pod Twoim postem ;)

    OdpowiedzUsuń
  20. Super pomysł na wpis! :) Większość tych samych rzeczy mnie denerwuje. Ostatnio najczęściej błędy i literówki i tak się zastanawiam... czy kiedyś było ich mniej, czy ja po prostu częściej po prostu zaczęłam je zauważać.Też bym chciała, żeby okładki były małymi dziełami sztuki! <3

    OdpowiedzUsuń
  21. O kurczę, większość z tego, co opisałaś też mnie denerwuje. No może z wyjątkiem rozmiarów książek, bo ja nie kolekcjonuję, więc też raczej nie układam na półkach. No chyba, ze to jakaś seria, a książki mają inny format. To wkurza. Brzydkie okładki też wkurzają...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ja też nie kolekcjonuję, ale te, które mam, mają różne wymiary i troszkę mnie to denerwuje :D

      Usuń
  22. Mi się zdarzyło przy "Dziedzictwie" Paoliniego, że ok. 100 stron książki się powtarzało, a pozostałych 100 nie było w ogóle XD Na szczęście udało mi się ją wymienić na dobry egzemplarz.

    OdpowiedzUsuń
  23. Najbardziej chyba wpieniają mnie błędy, o których piszesz na początku, ale tłumaczę sobie to tak, że taki pracownik musi się wgapiać w tekst bardzo długo, niekoniecznie mu się podoba książka, którą poprawia, a przeczytać musi, więc czasami zapewne się rozprasza i wtedy przepuszcza błędy. I z takimi książkami, gdzie brakowało nawet więcej niż jednej kartki też się spotkałam. Irytujące, fakt :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. żadna praca nie jest idealna, ale trzeba ją wykonywać należycie. takie jest moje zdanie :)

      Usuń
  24. Zgadzam się z wieloma podpunktami, ale zauważyłam, że ostatnio przede wszystkim w ksiażkach wkurza mnie ich cena :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. na szczęście w sklepach internetowych można kupić książki o wiele taniej :)

      Usuń
  25. Mnie coś strzela, gdy poszczególne tomy danego cyklu różnią się od siebie szatą graficzną. Nawet gdy zmienią jakiś drobny element, i tak to zauważę i będzie mi się to potem rzucać w oczy XD
    Pozdrawiam :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. tak, tak, tak! ja np. zauważyłam nawet taki szczegół jak wielkość loga wydawnictwa na grzbiecie, ale to akurat nie jest błąd.

      Usuń
  26. Heheheh chyba wyczerpałaś temat :) Nie znoszę literówek i błędów ortograficznych. Nie cierpię, gdy ktoś pomyli imiona bohaerów!!!!!! Dodałabym beznadziejne tłumaczenie!!!!!!!! Potrafi popsuć całą książkę - jak najnowsza Cassandra Clare i "Władca cieni" masakra totalna - chyba napiszę do wydawnictwa. Co więcej na ebooku strony się powtarzają! Coś okropnego.
    Wielkości książek masz rację. Ale wiesz co? W dziecięcej literaturze jest jeszcze gorzej. No coś potwornego. nie da się tych książeczek ułożyć. Wyglądają obleśnie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. nie, jeszcze pewnie dodatkowy post powstałby o samej zawartości tekstów, tu skupiałam się na książce jako produkcie :) z dziecięcymi pewnie chodzi też o to, że są bardzo cienkie...

      Usuń
  27. Ja tam i tak wolę twarde okładki, a to zapewne dlatego, że nie zabieram książek poza dom i nie muszę ich dźwigać ;P Zresztą miękkie okładki automatycznie powodują, że źle mi się czyta książkę. Zresztą czasami powieści są tak sztywne, że da się je otworzyć tylko na 90 stopni, większy kąt = złamany grzbiet. Dlatego jak mam wybór wolę wybrać twardą oprawę. Nawet kosztem kilku złotych.
    A w przypadku "Korony w mroku", to chyba ktoś chamski wyrwał tę stronę. Może emocje wzięły górę i zdenerwował się tym, co się wydarzyło. Z jednej strony nie dziwię się, bo Maas jest do tego zdolna, ale z drugiej nie robi się takich rzeczy z cudzą książką. Nie rozumiem takich ludzi :/
    Różna wysokość książek też mnie denerwuję, bo podobnie jak Ty zawsze mam dylemat, jak je ułożyć na półkach. A już najbardziej wkurza mnie to, jak książki jednego autora mają różną wysokość. Mam tak w przypadku Sandersona - 4 różne wysokości. Grrr...
    Pozdrawiam!
    houseofreaders.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ja zabieram je wszędzie, a mieszkając w dwóch miejscach, jeżdżą ze mną, więc waga ma znaczenie :D

      Usuń
  28. Nie znoszę literówek, dostaję wtedy szału.
    Książki z twardą oprawą po prostu uwielbiam, a co do łamania grzbietu, to jest to denerwujące, ale da się czytać bez jego złamania. A wiem coś o tym, bo nigdy nie złamałam grzbietu, nawet kiedy czytałam "Promyczka"! :P

    Pozdrawiam
    volusequat.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ale są takie książki, że się nie da nie złamać. chociażby wspomniane wyżej książki Goodkinda :(

      Usuń
  29. Punkt pierwszy też mnie strasznie irytuje. W takich przypadkach zawsze zastanawiam się czy wspominać o takich błędach w recenzji. Jeśli powtarzają się kilka razy potrafią zabrać przyjemność z czytania. Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ja wspominam, jeśli jest ich wiele. myślę, że powinniśmy rozpatrywać również książkę jako produkt :D

      Usuń
  30. Większość problemów znika przy posiadaniu czytnika :D Szczególnie fajne jest właśnie to, że można z nim spokojnie czytać, jedząc albo stojąc w autobusie i trzymając się jedną ręką barierki :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. muszę się zastanowić nad kupnem, jednak bardzo cenię sobie bliskie spotkania z papierem :D

      Usuń
  31. Mnie do szewskiej pasji doprowadzają niepasujące do siebie wydania. Przykład? Gra o tron. To już przechodzi ludzkie pojęcie po prostu.
    Nawet w tych nowych, filmowych okładkach nic się nie trzyma kupy. Bo np. jedną część rozbito na dwa tomy i dano im zupełnie inne fronty, za to kolejne rozbite dostały takie same okładki.
    Fuckin' logic.
    Pozdrawiam ciepło :)
    Kasia z niekulturalnie.pl

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przez to zamieszanie z wydaniami jeszcze nie kupiłam Gry o tron. Czekam na zakończenie serii i jakieś ładne wydanie w spójnych okładkach. Szkoda, że wydając wznowienie w serialowym stylu nie pozostawiono na każdej okładce Żelaznego Tronu, na którym w każdym tomie zasiadałaby inna postać.

      Usuń
    2. ja mam dwa pierwsze tomy w wydaniu filmowym, więcej nie zamierzam kupować.

      Usuń
  32. Mnie również strasznie denerwują błędy w książkach. Zawsze się zastanawiam, jak to jest, że ja je widzę, a ktoś, kto zajmował się korektą nie dostrzegł ich.

    OdpowiedzUsuń
  33. Muszę przyznać, że... chyba zgodze się z każdym punktem ;)

    OdpowiedzUsuń
  34. Różna wysokość książek, błędy literowe oraz np. mylenie imion, czy wieku bohaterów. To chyba denerwuje mnie najbardziej...
    Świetny pomysł na post, pozdrawiam :)

    https://ostatniakropka.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  35. Widzisz, czepiasz się szczegółów, ok, to dobrze, nawet bardzo dobrze. Pamiętaj tylko, by zacząć od siebie, np. Twoje "Cześć, nazywam się Gosia" nijak nie ma się do poprawnego "Cześć, mam na imię/na imię mi Gosia". Tak, czepiam się, w dobrej wierze :) Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. nigdy nie mówiłam, że jestem filologiem. poza tym nie uważam tego za wielki błąd, grunt to być sobą :)

      Usuń
  36. Żadna promocja, wybitne recenzje nie sprawią, że ludzie będą tysiącami kupować książki, które mają brzydkie okładki. <- Przestudiuj sobie rynek wydawniczy i wtedy zobaczysz, że Twoja teza niestety nie ma poparcia. Poza tym, brzydkie jest ściśle związane z własną opinią. Nie raz widziałam jak ktoś pisał o "paskudzie", a mnie zachwycała :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. to prawda, ale te wybitnie brzydkie, czyli takie, które prawie nikomu się nie podobają, nie będą się sprzedawać.

      Usuń
  37. Wszystko znam! A gdy zakończę książkę bez zagiętego grzbietu jestem z siebie tak dumna jak nigdy. To taki mały cud <3
    Super post!
    POCZYTAJ ZE MNĄ!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. udało mi się to w przypadku np. Dwóru cierni i róż (nawet 2 tom z biblioteki nie jest połamany) i Poszukiwaczki :D

      Usuń
  38. Zgadzam się w 100% :)
    http://justboooks.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  39. Kiedyś na samym końcu lektury Conan:Godzina Smoka zobaczyłem ze brak w niej ostatnich stron... Na szczęście mam już kompletną. Podobnie Ktoły beethovenowskie Choromańskiego, też już mam inne - poprzednie były źle złożone i (podobnie jak w trylogii Tolkiena) zamiast kolejnych kilkudziesięciu stron powtórzone były jakieś z innej partii książki.

    OdpowiedzUsuń
  40. Mnie też denerwuje okładka unosząca się do góry, gdy książka leży płasko - szczególnie w chwili, gdy staram się zrobić jej zdjęcie... Co do brakujących stron, to ja nie miałam takiego przypadku, ale w jednej z książek Remigiusza Mroza mojej mamy brakowało kilkudziesięciu stron, za to pewna ich ilość była podwojona :/

    Pozdrowienia i buziaki!
    BOOKS OF SOULS

    OdpowiedzUsuń
  41. Oooo, tak, zamykające się książki to zło! Ja uwielbiam jeśc, a czytania bez picia sobie nie wyobrażam! Dlatego ratuję się przyłożeniem czegoś ciężkiego.
    Literówki też mnie irytują. Zwłaszcza gubienie naszych pięknych polskich ogonków.

    OdpowiedzUsuń
  42. Literówki... Nie cierpię tego! I najlepsze jest to, że ja bym to wyłapała, gdybym trzymała nad tym pieczę, ale bez kierunku studiów nie przyjmą mnie do takiej roboty. -.- A wyłapać coś takiego to nie sztuka...

    Pamiętamtozdanieniemalbezkońca :D Ja ostatnio nic nie czytam od SQN bo chyb a stwierdzili, że mnie nie lubią i nie chcą moich recenzji bo nic do mnie nie piszą... A mieli pisać, jak coś się pojawi. Martwa cisza... To oni tracą, niestety.

    Na biurku rzadko zostawiam ksiązki, no chyba, że na stoliku teraz jest wyjątek, bo nie mam gdzie ich położyć... Musze szybko zmajstrować sobie za pomocą tatusia półkę na ścianę, bo za niedługo słowa mamy się spełnią - książki będą spać na łóżku, a ty w budzie z psem na polu...

    Rzadko spotykam się z wewnętrznym małym marginesem, nawet, jak sięgam po stare książki. Ale zgodzę się, że może tak być.

    Nie lubię twardych oprawek. Niech mają utwardzane skrzydełkami, ale nie twarde, nie lubię takich książek, po prostu. Wydają się przez to ogromnie ciężkie. ;/

    To ja ostatnio dostaję pocztą takie brzydkie książki, widać, że była rzucana, bo ma pogięty GRZBIET. Nawet nie róg, a właśnie GRZBIET. Tak mnie to drażni... A ja szanuje, zawsze. Prószyński i Ska ma takie cieniutkie kartki, że czasami delikatnie je przewracasz i się targają. -.- Szczędzą na papierze chyba.

    Wysokość jest mega denerwująca. Ciężko jest je ułożyć, jeśli robi się drugi stos na jednym stosie, bo się nie ma miejsca. (czyt.ja)

    Co do okładek, z reguły nie zwracam uwagi, jak zainteresuje mnie opis. Ale czasem jest odwrotnie okładka mnie czaruje, a treść... nie do końca.

    Denerwujące główne bohaterki... dużo takowych było.

    Jedzenie, picie i czytanie nie zawsze idzie w parze. :(

    A z brakiem stron miałam raz tak, tyle, że nie brakło jednej, a ponad 20stu... było tak z książką Anny Klejzerowicz. Bodajże z trzecim tomem Czarownicy. ;/

    OdpowiedzUsuń

Cześć! Cieszę się, że wyrażasz opinię na temat mojego tekstu! Nie musisz zostawiać adresu swojego bloga, zajrzę do Ciebie w wolnej chwili :)